Niemal równo przed dwoma laty miałem przyjemność po raz pierwszy oglądać występy grupy LORD OF THE DANCE. Zastanawiałem się, czy w prezentowanym przez artystów spektaklu Dangerous Games nastąpiły jakieś zmiany. I oto 15 listopada 2019 roku mogłem przekonać się. O ile dwa lata temu wychodziłem z Torwaru zachwycony, to teraz byłem wręcz w euforii!

Nie wiem, czy była to sprawka artystów, którzy są coraz bardziej perfekcyjni (o ile można stosować stopniowanie perfekcji), czy też wielki aplauz widowni. Ów aplauz, a wręcz pisk szalejących fanek, słychać było szczególnie podczas zbiorowych układów choreograficznych oraz wtedy, gdy niektórzy artyści pokazywali … gołe torsy. O tym drugim aspekcie nie będę się wypowiadać, ale idealne zgranie zespołu objawiało się dwojako: wizualnie i akustycznie. Wzrok nie nadążał za nogami artystów, którzy – jak policzyli niektórzy dziennikarze – podczas jednego przedstawienia wykonują około 151.200 uderzeń butami. W niesamowitym stylu prezentowali oni skomplikowane układy, dynamicznie łącząc elementy jazzu, baletu, freestyle oraz tańca tradycyjnego. W rolach głównych wystąpili: Matthew Smith, James Keegan oraz Morgan Comer.

Dodam, że założyciel i lider grupy, Michael Flatley, potrafi wykonać 35 stepów na sekundę, za co został wpisany do księgi rekordów Guinnessa jako „najszybsze stopy świata”. Warto nadmienić również, że – sprzeciwiając się tradycji mówiącej, iż w tańcu irlandzkim najważniejsza jest wyprostowana sylwetka i praca nóg – wprowadził on do swoich układów choreografię górnych partii ciała. Sam Flatley mówi skromnie:
– Uczniowie przerośli mistrza, ich opanowana do perfekcji synchronizacja ruchów jest niezmiernie imponującym osiągnięciem!

Odgłosy uderzeń butami symbolizowały wiele kwestii: a to lekki taniec miłosny – zwłaszcza w wykonaniu pięknych dziewcząt, a to swobodne stąpanie przedstawicieli dobrej strony, a to wreszcie ciężkie kroki żołnierzy Ciemności.

Bowiem Dangerous Games – to spektakl o Małym Duchu, który podróżuje w czasie by pomóc Panu Tańca w ochronie jego ludu przed atakami Don Dorcha, Pana Ciemności. Bitwy i starcia przeplatają się z wątkiem miłosnym, pełnym wzlotów i upadków, namiętności i dramaturgii, a wszystko to w rytm dynamicznej, celtyckiej muzyki. Klasyczna historia walki dobra ze złem zakończona, oczywiście, zwycięstwem sił dobra.

Wspaniały taniec był od czasu do czasu uzupełniany wejściem dwóch energicznych skrzypaczek i znakomicie śpiewającej solistki, która występowała w roli Erin the Goddes.

Nie wiem, czy i kiedy Organizator widowiska – firma High Note Events, działająca pod marką MAKROCONCERT – ponownie zaprosi LORD OF THE DANCE do Polski. Z całą pewnością będziemy śledzić zapowiedzi i zachęcać P.T. Czytelników do obejrzenia irlandzkich tancerzy.

Kiedy wracałem ze spektaklu, widziałem, jak pewien młody człowiek na chodniku próbował stepowania i powiedział, że zacznie zbierać pieniądze na buty do stepowania. Czyż nie jest to wyraz najwyższego uznania wobec artystów?