Najstarszy teatr lalek w Polsce, Teatr Baj w Warszawie, zaprosił widzów od 7 roku życia na premierę sztuki Piotruś Pan i Wendy. Podejrzewam, że autor powieści – niczym jego bohater – długo nie chciał wyrosnąć z tej bajki: o ile spektakl Piotruś Pan został wystawiony po raz pierwszy 27 grudnia 1904 roku, w Duke of York’s Theatre w Londynie, o tyle książka zatytułowana Peter and Wendy została wydana w 1911 roku.
Dobrym obyczajem Teatru Baj bywa równoległe oferowanie spektakli i książek, na podstawie których zostały one zrealizowane. Tym razem tak nie było, bo – jak powiedziała Sympatyczna Pani z Kasy – jest duża różnica między powieścią a widowiskiem. To prawda! Autor przekładu, Michał Rusinek, i reżyser, Bartosz Kurowski, przenieśli akcję we współczesne czasy.
Przed wejściem do Sali teatralnej zaobserwowałem pewną sytuację. Otóż 9-letnia dziewczynka nie chciała wejść do środka, uznała bowiem, że jest „za stara”. Jej opiekun zwrócił się z prośbą o pomoc do Pani Bileterki. Z dużą przyjemnością słuchałem, kiedy ta pani cierpliwie tłumaczyła dziecku, dlaczego warto obejrzeć sztukę. Przyznam, że – nawet gdybym nie był teatromanem – natychmiast wszedłbym, aby skorzystać z okazji!
Co najczęściej robią młodzi ludzie? Siedzą i mają (nie tylko) oczy wtopione w telefony komórkowe lub w inne urządzenia elektroniczne. Nie inaczej było z Michaelem, Johnem i Wendy. Świat realny, analogowy? Piłka? Co to takiego? Jednak pod wpływem spotkania z Piotrusiem Panem i, związanej z tym, wyprawy do Nibylandii zrozumieją oni kilka rzeczy. Nibylandia jest bowiem światem, w którym czekają ich przygody, nowe przyjaźnie, nieznane emocje a także pierwsza miłość. Tu muszę wyrazić słowa uznania wobec Adriany Paprockiej, która – jako Wendy – świetnie zagrała stopniowo zakochującą się osobę. Tak: stopniowo! Tym bardziej, że na drodze stawała pewna wróżka.
Wszyscy uczestnicy wyprawy do Nibylandii doświadczyli prawdziwej przyjaźni, otworzyli się nawzajem na własne przeżycia, odkryli wartość wspólnego działania, a wreszcie docenili wagę bajek na dobranoc.
Mimo tego, a może właśnie dlatego – chcąc nie chcąc – … stali się dorośli. Wszak każde dziecko ma swoją ulubioną zabawę, i każdy dorosły taką ulubioną zabawę tuli we wspomnieniach. To te często proste i przecież jednak mniej intelektualne czynności uczą nas w pierwszych okresach życia najwięcej. Dzięki nim zdobywamy kolejne umiejętności, poznajemy siebie i otoczenie, budujemy relacje z ludźmi, rozwiązujemy problemy, rozróżniamy emocje i uczymy się sobie z nimi radzić – tworzymy swoje ja.
Ale zabawa to też przestrzeń radości i rozwijania wyobraźni – wyobraźni, którą raz po raz rozbudowujemy, używając niepozornego zaklęcia „na niby”. Zaklęcia, które w teatrze nabiera jeszcze większej i świetlistej mocy. Jak się okazuje, niekoniecznie do tego potrzebny jest cyfrowy przewodnik, zaś lajki mogą być zastąpione przez realne całusy.
No cóż, nie będę ukrywać, że po spektaklu z wielką przyjemnością rozmawiałem z moją Wnuczką o tym, co zobaczyliśmy. Obydwoje byliśmy zachwyceni i gorąco polecamy wyprawę, na czele której stoją/skaczą/fruwają/pływają Piotruś Pan i Wendy.
Obsada: